poniedziałek, 27 lutego 2017

Dziewczyny z Villi Antiqua w Spoon Adriana Feliksa z Top Chef!

Data spotkania była już dawno ustalona, ale dziewczyny do samego końca nie wiedziały gdzie jadą i co będą robiły. Gdy zbliżałyśmy się do Spoon, tajemnica została odkryta, ale wtedy dało się wyczuć lekką tremę i niepewność. Jak było? Czytajcie dalej.




Autorskie menu Adriana Feliksa:
·         Przystawka – ravioli nadziewane szpinakiem i żółtkiem w sosie serowym
·         Danie główne  - pierś indyka zapiekana ze szpinakiem i serem kozim w sosie z           pomidorów suszonych z kopytkami smażonymi z boczkiem.
·         Deser – tarta czekoladowa z posypką czekoladową i musem cytrynowym 


Po wypiciu lampki Prosecco zabrałyśmy się do pracy. Adrian Feliks podzielił nas na trzy grupy. Każda para przygotowała inną część menu. Co było najtrudniejsze w ravioli? Chyba wszystko! Począwszy od zrobienia makaronu, wałkowania, po umieszczenie nienaruszonego żółtka na farszu i zlepienie pieroga. Warto było! Smak był rozbrajający.


 Za danie główne z dużym zapałem zabrały się Brygida i Lidia. Poradziły sobie doskonale, co mogłyśmy ocenić na talerzu. Mięso było super-soczyste za sprawą trików, które przekazał nam Adrian. Wspierał on każdą z nas i podpowiadał. Charakteryzuje go ogromna cierpliwość i jest doskonałym nauczycielem. 


Choć po daniu głównym byłyśmy już bardzo najedzone to nie mogłyśmy się doczekać deseru. Tarta czekoladowa z przepysznym musem cytrynowym to była brakująca część układanki. Najbardziej zaskakująca okazała się "ziemia" z czekolady. 


Warsztaty w Spoon Adriana Feliksa to niezapomniane przeżycie. Atmosfera, jedzenie, sam Adrian nie do zastąpienia!






























wtorek, 14 lutego 2017

Miłości w dniu zakochanych!

Jak co roku i w to, zupełnie nie letnie, południe 14 lutego, trudno o naturalnie ciepłe myśli. Na tle przymarzniętych drzew, wysiłki św. Walentego w podnoszeniu temperatury otoczenia, widać nawet wyraźniej niż zwykle.Jeśli niezbyt dobrze znosicie przekazywaną dzisiaj w kipiących sercach i pluszu, amerykańską reklamę o miłości - nie uciekajcie. Wystarczy zostać w domu lub wpaść do Villi Antiqua. Choć Walentynki wydają się rządzić światowym kalendarzem, to w zaciszu polskiej części mapy, żarzy się nasza własna słowiańska wersja obchodzenia Dnia Miłości.


Dawniej przypadał on na najkrótszą noc w roku z 21 na 22 czerwca i nosił nazwę Nocy Kupały, Kupalnocki lub Sobótki tu na Śląsku. Było to wówczas jedno z najpopularniejszych na ziemiach polskich oraz europejskich zamieszkanych przez ludy bałtyckie święto. Jego nazwa pochodziła od kup, czyli według jednego ze znaczeń, zgromadzeń ludzi , którzy pragnęli w jarzącej się (druga wersja pochodzenia)  radością zabawie nadchodzącego lata, zadbać o względy ducha miłości, który przyniósłby ich związkom oraz życiu pomyślność oraz szczęście. Wiązało się to z celebracją żywiołów ognia i wody, które poprzez zwyczaj kąpieli w rzece czy przeskakiwania nad ogniskiem miały oczyszczać duszę człowieka i zapewnić przestrzeń dla dobrych emocji. Te z pewnością dało się odczuć w ciepłym powietrzu wieczoru, gdzie po obu  końcach rzek, zbierali się dziewczęta puszczające wianki z nurtem wody oraz młodzieńcy, którzy wypatrywali szansy, aby je złapać i pojąć ich właścicielkę za żonę. Co ciekawe właśnie ten zwyczaj nabiera teraz na popularności w większych miastach Polski. Tak jak wieki temu, towarzyszą temu śmiechy, wróżenie i smaczne jedzenie.


Villowa okolica z jej pobliskimi polami, łąkami i Odrą przepływającą przez miasto idealnie wpasowuje się w scenariusz Kupały, ale może Wy macie swoje własne tradycje świętowania miłości?



Przytoczony zwyczaj to pogodny przykład alternatywy dla dzisiejszych Walentynek i przypomina o głębszym znaczeniu miłości jako siły, która nie zdobywa świata wyłącznie swoją rolą sentymentalną, ale wszelkimi formami pozytywnego uczestnictwa w życiu. Jeśli się przyjrzeć, wszędzie można znaleźć jej ślady- w twórczości, w przyjaźni, w empatii... A już na pewno w życzeniach, które są niezbędne w świętowaniu!

A więc kupę miłości!





środa, 8 lutego 2017

Smak podróży

Smaki to coś, do czego się wraca (z Instagramem nawet co kilkadziesiąt sekund!) i tak jak miło spędzone chwile, potrafią one osłodzić pochmurne popołudnie, rozbawić kwaśną miną albo też zaostrzyć apetyt na przygodę. Niektóre mogą więc zainspirować do podróży - a ta trafić przez żołądek prosto do naszego serca!


Prawdziwi smakosze podróży wiedzą, że to nie tylko wspaniałe morze, zabytki i wielkie stolice są warte wyprawy w nieznane. Ile znalazłoby się wyjątkowych wrażeń, które są tak oczywiste i codzienne, że nie przychodzi nam do głowy, żeby spróbować dostrzec w nich coś nowego? Czy istnieją jeszcze wyjazdy bez powodu? Dużo z nich może nie wydawać nam się podróżą, bo jedziemy coś załatwić i uparcie dążymy do celu, który zupełnie jakby wymachiwał stoperem na końcu drogi i przypominał, że nie mamy wystarczających zapasów uwagi na to, żeby doświadczać tego, co się właśnie dzieje dookoła. A gdyby tak obudzić w sobie głód ciekawości i uważności?




Jeśli macie ochotę odwiedzić okolicę, Villa Antiqua zawsze ma jakąś dobrą chwilę w zanadrzu. Rano znajdziecie taką w starannie przygotowanym przez nas bufecie, gdzie każdy znajdzie swój przepis na przyjemny dzień.

 

Nasze domowe sałatki, własnoręcznie prażone muesli, świeże pieczywo, soki i pikantny hummus z pewnością przekonają was o tym, że zdrowie jest w dobrej cenie! A jako, że dobro wraca, to może następnym razem podsuniecie nam nową inspirację na obiad ?

 

 

Na tablicy pojawiają się bowiem coraz częściej pozycje wegańsko - wegetariańskie, a my pozostajemy otwarte i ciekawe na Wasze potrzeby, które możecie sygnalizować przy rezerwacjach. Diety bezglutenowe, bezcukrowe czy bezlaktozowe to idealne wymówki dla spontanicznych podróży po smakach ;) Nieplanowane kalorie możecie policzyć przy którymś z naszych pysznych ciast i stwierdzić, że było ich stanowczo za mało, więc potrzeba jeszcze jednego kawałka tego dobrego!

 
 


Podróżować można do woli, bo podróż to wrażenia. I choć są one przeróżne, to nic nie łączy ich w całość tak wyraziście, jak smak. Z jakim smakiem kojarzy Wam się Villa Antiqua? ;)


środa, 1 lutego 2017

O tym, jak piwo tworzą od 450lat...

...Słuchała grupa zainteresowanych, która razem z załogą Villi Antiqua postanowiła w miniona sobotę uchylić rąbka tajemnicy piwowarskiej w naszym Browarze Zamkowym.

W swoim założeniu ( sięgającym XVI w.) miał on działać głównie na potrzeby rodzimego gospodarza Księcia von Ratibora oraz lokalnej ludności. Smak wytwarzanego piwa był jednak tak dobry, że szybko znalazł się na ustach szerszej okolicy, w tym okresowo również za czeską granicą. Jak dowiedzieliśmy się od aktualnego mistrza piwowara Rajmunda Petrzyka pierwotna forma piwa raciborskiego nie przypominała tej dzisiejszej, była mętna i nienagazowana. Co w takim razie zdobyło podniebienia Śląska ? Odpowiedzi trzeba szukać oczywiście u źródła ! A konkretnie w studni książęcej w Oborze, z której drewnianym ośmiokilometrowym rurociągiem odprowadzano wyjątkowo czystą i dobrą wodę pod bazę piwa. W połączeniu z dokładnie oczyszczonym na włościach Księcia zbożem oraz chmielem sprowadzonym do Raciborza wraz z bawarskim piwowarem zamknęła recepturę, która jak możemy podejrzewać, stała się szczególnie popularna wśród chłopstwa przepompowującego wodę przy kolejnych studniach wspomnianego rurociągu, za co w podziękowaniu otrzymywali ekwiwalent właśnie w browarnianym piwie. Nie inaczej korzystali na nim sami wyrobnicy Browaru, którzy według legendy na jednej z wieczornych zmian tak mocno rozgrzewali swoje żołądki raciborskim trunkiem, że zapomnieli o podtrzymywaniu rozpalonego ogniska, a kiedy to wygasło i temperatura warzonego piwa spadła, opadł również chmiel i całość nasyciła się bąbelkami. Utorowało to drogę wyrabianiu piwa, jakie znamy dzisiaj. 





By zrozumieć drogę od kłosa zboża ( koniecznie z kiełkami dla wzbogacenia smaku !) do butelki, przeszliśmy z naszym przewodnikiem przez kolejne pomieszczenia Browaru. Tam zaglądaliśmy do ogromnych kadzi oraz zbiorników, gdzie kolejno moczy się słód i czeka na kompletny rozkład wszystkich zawartych w nim cukrów, następnie przepuszcza przez specjalne trójkątne sita, aby pozbyć się pozostałości łusek z ziaren i po ostatecznym ''odwirowaniu'' do czysta w ostatnim z tanków, kieruje do fermentowni.W niej z daleka widać już jak specjalne drożdże piwowarskie burzą dojrzewające piwo złocistymi bałwanami. Każdy miłośnik może w końcu powiedzieć, że to nie tylko smak jest piękny, ale i prezentacja ! Po opadnięciu efektownej piany, piwo odpoczywa w leżakowni, a kiedy całkowicie dojrzeje, czekają go mikrofiltry, gdzie za pomocą porowatej ziemi okrzemkowej , staję się zupełnie klarowne oraz wolne od bakterii. Dla wielbicieli Miodowego przychodzi teraz czas na dodatek naturalnego miodu gryczanego ze wschodnich pasiek polskich i ostatni etap dla wszystkich piw, czyli pasteryzacja, która zachowuje dla nas najlepsze minerały i składniki.















Czy mamy jakieś wątpliwości ? Oceniając naszą wycieczkę przy świeżo rozlanym Raciborskim klasycznym - żadnych ! Rozświetlona sala barowa podkreśla blaskiem dawne fotografie Raciborza, elementy starych kadzi oraz browarowych  podręczników, przypominając o fundamentach swojego sukcesu : historycznych tradycjach warzenia, fermentacji, długim leżakowania i wyłącznie naturalnych składnikach. 




Zapraszamy do śledzenia nowości związanych z jubileuszem miasta oraz Browaru i choć nie ośmielamy się podejrzewać dzisiejszych jego opiekunów o zaniechania w pracy, to czekamy na wszelkie nowe odkrycia i wznosimy toast za następne 450 lat chmielowej historii!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...